Bazyleos

Kilka lat po śmierci św. Mikołaja mieszkańcy Myry jedzac, pijąc i bawiąc się wesoło, czcili pamięć świętego w wigilię jego święta, 6 grudnia. Nieuzbrojeni i nieświadomi tego, co się dzieje wokół miasta, nie zdawali sobie sprawy, że nieopodal na wybrzeżu wylądowała banda kreteńskich piratów i właśnie wchodzi do Myry. Piraci wdarli się nawet do świątyni Mikołaja, szukając łupu w postaci kielichów, dekoracji z ołtarzy i zdobionych drogocennymi kamieniami ikon. Opuszczając miasto, wzięli ze sobą w niewolę Bazyleosa, syna miejscowego chłopa.
 
Po powrocie korsarzy na Kretę tamgejszy emir wybrał młodego Bazyleosa na swego przybocznego sługę. W Myrze pozostali jego niepocieszeni rodzice. Jakże trudno im było rok później świętować 6 grudnia. Świętowali więc sami w domowym zaciszu.
 
Nagla rozległo się wściekłe ujadanie psów. Ojciec ostrożnie uchylił drzwi i stanął oko w oko z postacią przypominającą ducha. Przed nim stal Bazyleos ubrany w arabską tunikę, z kielichem pełnym wina w ręku, wpatrzony gdzieś daleko w przestrzeń.
 
Młodzieniec pojąc wreszcie, że jest w domu i jął opowiadać, jak to niosąc emirowi pełny puchar, poczuł, że porywa go jakaś niewidzialna siła. W powietrzu ukazał mu się św. Mikołaj, który dodawał mu otuchy i towarzyszył aż do Myry. Tego dnia świętowało całe miasto.
 
 
W: J. Wheeler, Święty Mikołaj, Warszawa 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz